Gdy usłyszałem to pytanie grunt pod nogami mi się osunął, a kolana zrobiły się jak z waty. Nie chciałem o tym myśleć. Pogodziłem się z tym, ale nie działałem jak oni, choć czasem mi się zdarzało, jednakże bardzo rzadko. Pomimo to nie czerpałem z tego przyjemności, było to bardziej zaspokojenie tej chorej potrzeby. Nie chciałem jej tego mówić. To zrujnowałoby wszystko. Dosłownie. Straciłaby do mnie zaufanie i to bezpowrotnie. Mało tego zapewne by uciekła jak najdalej ode mnie i już nie wróciła. A tego bym nie przeżył, bo była dla mnie cholernie ważna. Traktowałem ją jak moją młodszą siostrzyczkę. Chociaż gdybym jej powiedział, wyjaśnił jak było, co to wszystko tak naprawdę znaczy, jak wygląda, może by zrozumiała, ale to tylko może. Patrząc na to wszystko z normalnej strony zrozumiałem, że absurdem jest mówić jej o tym, bo zapewne nie zrozumiałaby tego bez względu na to co bym powiedział. Po prostu nie chciałem ryzykować, bo zbyt dużo miałem do stracenia.
Nastolatka uciekająca od problemów, znajduję pomoc w przyjacielu, którego spotyka po 2 latach. Kim okaże się chłopak? Czy nadal będzie tak samo przyjazny? Co było powodem jego długiego zniknięcia? Może to ona okaże się być zupełnie inną osobą, w końcu wiele się zmieniło przez ten czas. Czy nadal będzie dla niego przyjaciółką, którą traktował jak siostrę? Czy raczej stanie się dla niego wrogiem, bądź wręcz przeciwnie, może tą dwójkę połączy wyjątkowe uczucie? Wszystkiego dowiemy się z czasem.
niedziela, 28 lutego 2016
środa, 17 lutego 2016
Rozdział 1
Wysiadłam z samochodu i stanęłam naprzeciwko tego wielkiego budynku, który swoją wielkością przypominał zamek królewski. No może trochę przesadziłam, ale no trudno porównać to do czegoś innego. No, bo do czego niby? Stałam jak otępiała i gapiłam się na jego dom. To nawet dziwnie brzmi. Dom. No kuźwa dom. Jego. Mojego braciszka, który nie miał nic zanim zniknął, dwa lata mijają, zjawia się dzisiaj, przywozi mnie tutaj. Na totalne obrzeża LA, do mniejszej miejscowości, której nazwy nie znałam. Zawsze myślałam, że tutaj to panuje bieda i w ogóle, bo w LA mieszkali bogaci, a poza mówiono, że żyją biedacy. No, ale z tego co widzę, to źle myślałam, bo gdyby tak było, nie stałby tu dom wielkości zamku, wyglądającego z zewnątrz jak milion dolarów i w wewnątrz zapewne lepiej nie jest. Po chwili ujrzałam dwóch typków, którzy wychodzili z tego pałacu i szli w naszą stronę. Wtedy doszłam do siebie, aby wykrztusić z siebie choć słowo.
Subskrybuj:
Posty (Atom)